Belferblog
środa, 10 października 2012
Czego nas uczą?!
Ktoś podsumował mnie takim stwierdzeniem: "Gramatykę znasz lepiej ode mnie ale języka codziennego to prawie nie znasz" - bardzo dużo miał racji. Próbując przekazać szybko informację układam długie, przemyślane konstrukcje... a czas leci, co nie bardzo cieszy mojego rozmówcę.
Taka sytuacja dała mi dużo do myślenia. Tyle lat uczyłam się tego języka, uczyłam się go na naprawdę wysokim poziomie i co z tego? Będąc w sklepie wprawiam innych w zdziwienie moim wysublimowanym językiem, którego nikt nie używa - jeszcze większa jest moja konsternacja.
Tyle lat nauki, gdzie był błąd? Kto go popełnił? Ja czy moi nauczyciele?
Czego uczą nas nauczyciele języków obcych?
Nie chcę tutaj poruszać bardzo często maglowanego pytania "Uczyć poprawności gramatycznej czy komunikacji?" Bo oczywiście trzeba uczyć poprawnej komunikacji i tyle (może kiedyś podejmę się napisania posta opisując moje zdanie na ten temat). Moim zdaniem w naszych szkołach ucząc kultury krajów języka obcego ogranicza się do świąt, jedzenia i stereotypów. Brakuje elementów slangu, mowy potocznej, prawdziwego języka spotykanego na ulicach, w sklepach i tym podobnych miejscach publicznych.
Łatwo powiedzieć... brakuje... Rodzą się tutaj pytania "Jak uczyć takich elementów?", "Kiedy wprowadzać taką wiedzę?", "Gdzie szukać materiałów dydaktycznych?"
Najłatwiej jest chyba odpowiedzieć, na pytanie o to, kiedy wprowadzać taką wiedzę. Wydaje mi się, że najlepszym momentem jest ten, kiedy uczniowie mają już w miarę ugruntowaną wiedzę podstawową, którą można urozmaicić dodatkowymi elementami takimi jak zwroty nieformalne i slangowe. Myślę, że można by było wprowadzić takie elementy już w gimnazjum i mogłoby się to spotkać z zainteresowaniem uczniów.
Jak uczyć? Tylko materiał autentyczny - fragmenty filmów albo piosenek wydają się być najlepszym materiałem. Owszem wymaga to sporo pracy nauczyciela, trzeba wybrać odpowiedni fragment i go opracować, ale myślę że gra jest warta świeczki. Nie znam materiałów, które byłyby przygotowane z myślą o nauczaniu takich elementów języka...
Może dobrym pomysłem byłoby wybrać jedną lekcję w miesiącu, albo raz na dwa tygodnie, lekcję która będzie poświęcona tylko żywemu, codziennemu językowi obcemu - i nie będzie to miało żadnego związku z przyszłymi sprawdzianami albo egzaminami. Nauczanie języka nie może być ciągłym przygotowywaniem do egzaminów ale już temat na inny post.
czwartek, 13 września 2012
Obrót o 180 stopni
W każdym razie planowanie to ważna rzecz i pewnie do tego kiedyś wrócę.
Mój belfrowski świat stanął na głowie - mam przerwę, na ten rok i może następny zrobiłam przerwę w uczeniu a przynajmniej przerwę w nauczaniu młodzieży polskiej w szkołach państwowych. Z różnych powodów i względów na czas "niezadługi" ale również nie do końca określony - przeprowadziłam się do Wielkiej Brytanii. Na początku pomyślałam sobie, że nie ma w takim razie sensu na prowadzenie bloga o uczeniu - bo przecież nie uczę. Ale dzisiaj przyszło mi na myśl, że fakt iż aktualnie nie uczę w żaden sposób nie dyskwalifikuje mnie z bycia nauczycielem. Może to i lepiej bo będąc tutaj, w kraju anglojęzycznym całkiem inaczej zaczęłam patrzeć na sposób w jaki uczy się w polskich szkołach i sposób w jaki nawet ja czasami uczyłam.
Nie będę pisać o tym, że nauczyciele naciskają na pełną poprawność gramatyczną bo wiem, że w cale tak nie jest, że co raz więcej młodych nauczycieli skupia się na słownictwie i próbuje nauczyć dzieci mówić - polski nauczyciel-anglista jest świadomy istotności komunikacji w języku, tego jestem pewna.
Problem, który od dawna drąży system szkolnictwa i nauki języka obcego w Polsce, to fakt iż nie uczymy komunikacij. Uczniowie, którzy (tak jak ja niedawno) przyjadą kiedyś do Wielkiej Brytanii nie będą mieli większych problemów z przeczytaniem tekstu w języku angielskim ale element słuchania i mówienia leży i kwiczy - kolokwialnie mówiąc. To nie jest tylko moje spostrzeżenie i byłoby kłamstwem stwierdzenie, że to jest coś innowacyjnego. Jednak pytanie padło już dawno, tylko problem jest z odpowiedzią. Co zrobić aby w polskich szkołach, gdzie grupa językowa może liczyć nawet 24 osoby, nauczyć komunikacji?
To pytanie sobie stawiam i mój wyjazd chcę poświęcić na próbę znalezienia sposobu jak nauczyć moich przyszłych uczniów komunkowania się.
Moja inspiracja:
artykuł w Polityce
poniedziałek, 19 września 2011
Tablice interaktywne - słów kilka
Cały czas staram się rozwinąć moje nauczycielskie umiejętności, próbuje czytać fachową literaturę ale nawet deszczowa aura za oknem jest bardziej interesująca niż te mądrze napisane książki. Trochę jak ślepiec próbuje nowe metody i systemy uczenia i wychowania.
Odkrywam dobro jakie zapewnia mi moje miejsce pracy a mianowicie tablice interaktywną.
Nie jest to dla mnie nowość, bo już w zeszłym roku próbowałam swoich umiejętności. Ale w tym roku postanowiłam przyłożyć się i zgłębić tajniki naszego sprzętu.
Czym jest tablica interaktywna?!
Pierwsza moja myśl, kiedy spotkałam się z tablicą interaktywną, była: "ktoś to wymyślił z czystego lenistwa". I może po części to jest prawda - bo, paradoksalnie, to właśnie lenistwo dyktuje nam pomysły. Tablica interaktywna to jest oszczędność czasu. Starcie tablicy to dwa kliknięcia, kolorowe markery za jednym kliknięciem, podkreślenia w różnym stylu, przybliżanie oddalanie. Nie da się ukryć, tablica interaktywna wygrywa w porównaniu z tablicą markerową (nie wspominam nawet o tablicy kredowej - która chyba powoli zaczyna być przeszłością). Tak więc tablica interaktywna z powodzeniem zastąpi nam tradycyjną tablicę dodając do tego sporo innych możliwości.
Nie jest to jedyna zaleta tego sprzętu. Coraz więcej wydawnictw przygotowuje specjalne oprogramowanie do tablic interaktywnych. Nagle strona z książki pojawia się uczniom na tablicy, zwykły 'matching' to nie tylko poprowadzenie linij ale przesunięcie nazwy pod obrazek, albo wstawienie w odpowiednie pole. Słówka zaczynają się ruszać - uczeń nie widzi ich jako drobnego druku, gdzieś tam w książce, ale jest to słowo, które on łapie, przenosi, bawi się nim - dzięki takiemu obcowaniu ze słówkiem, większa jest możliwość że uczeń zapamięta je. Piosenki to teraz nie tylko słuchanie i czytanie tekstu z książki czy kartki, uczniowie mają zorganizowane karaoke, dzięki temu potrafią nadążyć za tekstem bawiąc się przy tym.
Jeśli mamy w klasie dostęp do internetu to nasza tablica staje się wielkim komputerowym monitorem, a Internet zapewnia masą interaktywnych zadań, które urozmaicą podręcznikowe zadania.
Oglądanie filmu, to teraz nie jest tłoczenie się przed telewizorem ale duży obraz, takie klasowe mini-kino.
Co nam daje tablica?!
Tutaj też można wyliczyć mnóstwo zalet. Przede wszystkim ogromny wzrost motywacji, do zadań z tablicą interaktywną wyrywają się nawet uczniowie, którzy zazwyczaj mają niską motywację, nie chcą pracować na lekcji, odmawiają jakiejkolwiek współpracy przy tradycyjnym, podręcznikowym systemie prowadzenia zajęć. Tablica interaktywna zapewnia zadania dla każdego typu uczenia się, zadania znajdą tam zarówno wzrokowcy, słuchowcy jak i uczniowie kinestetyczni (gdyż do tablicy trzeba podejść, trzeba przesunąć słowa, odkryć interaktywne kartki, itd).
Atrakcyjność lekcji również wzrasta. Uczniowie chętniej uczęszczają na takie zajęcia, co więcej wzrasta autorytet i postrzeganie osoby nauczyciela. Uczeń, któremu podoba się praca ma lekcji (w tym przypadku z tablicą interaktywną), pozytywniej odnosi się do nauczyciela jako osoby, która umożliwia taką zabawę na lekcji.
Czy są jakieś minusy?!
Oczywiście, że tak! W pracy z tablicą interaktywną mamy do czynienia ze sprzętem elektronicznym; brak prądu, usterka techniczna, brak umiejętności bądź problemy z opanowaniem technicznej strony sprzętu. Dlatego, każdy nauczyciel pracujący na tablicy interaktywnej, moim zdaniem powinien potrafić przeprowadzić lekcję również bez użycia pomocy technicznych.
Co więcej, dla nauczycieli mających problem z dyscypliną na lekcji, praca z tablicą interaktywną może spowodować głośne zachowanie na lekcji. U dzieci wzrasta ekscytacja w trakcie pracy z czymś nowym i ciekawym (jak tablica interaktywna), dlatego może pojawić się problem dyscyplinie... ale o dyscyplinie kiedy indziej.
Tak więc tablica interaktywna to moim zdanie bardzo dobra pomoc naukowa, jeśli mamy taką możliwość powinniśmy, my nauczyciele, korzystać z jej funkcji jak najczęściej, pamiętając jednak, że liczy się nie tylko jakość zajęć ale to, co nasi uczniowie z nich wyniosą!
wtorek, 30 sierpnia 2011
Przygotowań ciąg dalszy. Trzeba doprowadzić do ładu pracownie - znowu rozmowy z informatykami, plan rozwoju prawie skończony, ale w głowie mam pustkę... jak zacząć ten rok, jakie powinny być te pierwsze zajęcia, co zrobić żeby było ciekawie, czego ja, jako taki uczeń chciałabym zobaczyć na pierwszych zajęciach...
Plan rozwoju już jest, ale praktyka to całkiem inna bajka...
poniedziałek, 29 sierpnia 2011
na początku był chaos...
Tak, początek pracy w szkole to chaos... pierwsze rady...początkowa wersja planu - oczywiście nie pasująca...bo jakby mogło być inaczej. Pierwsze narzekania. Nauczyciel to istota leniwa jeśli tylko pozwoli jej się na to lenistwo... Hmm może to chodzi o mnie... Mętlik w głowie, natłok informacji. Pierwszy dzień w pracy, szkoła jeszcze cicha i pusta, ale czuć w niej atmosferę napięcia, nowego początku...
We will see :)